Taka mnie refleksja od pewnego czasu nachodzi – w kwestii uczelni, którą kończyłem jakiś czas temu (dobra, 25 lat temu kończyłem, 30 – zaczynałem). Otóż obecnie syn jest na pierwszym roku na tym samym, co ja kiedyś kierunku, na tym samym wydziale i na tej samej uczelni. Ma też zajęcia z kilkoma osobami, które pamiętam (i z tego, co mi mówi junior, nic się nie zmieniły, oprócz wieku ofc).
Nie zmieniła się też jedna rzecz... Niezależnie od tego, jak zmodyfikowano nazwy przedmiotów (np. automaty cyfrowe -> układy cyfrowe), czy jak młode osoby prowadzą wykłady, ćwiczenia czy laborki, materiał nauczania jest praktycznie ten sam co 25 lat temu... A zatem poznają tajniki maszyny Turinga (nie powiem, fajna ciekawostka), czy też maszyny "W" (w różnych wariantach; a potem w zasadzie i tak muszą poznać asembler procesora, na którym będą robić coś konkretnego), uczą się elektroniki analogowej (dziś rano udzielałem młodemu korepetycji z obliczania parametrów wzmacniacza tranzystorowego w układzie 0E i 0C oraz tłumaczyłem zasadę wyprowadzania wzoru na wzmocnienie wzmacniacza operacyjnego – wiem, w technikum elektronicznym tego uczę; czy przyszłym informatykom jest to potrzebne?), podstaw elektrotechniki... Jest też matematyka (za moich czasów studenckich rozdzielona na dwa przedmioty), czyli analiza z algebrą, fizyka (prowadzona tak, jakby to był najważniejszy dla informatyków przedmiot i jak któryś go nie zaliczy, to nie zostanie specjalistą w dziedzinie szeroko rozumianej informatyki). A, i mają też przedmiot o nazwie Programowanie komputerów, na którym – na laborkach, bo ćwiczeń tablicowych na szczęście z tego nie mają – realizują projekty w... nie, nie w Pascalu ;) W C++ (i to jedyny pozytyw i ukłon w stronę czegoś, co powstało po 1980 roku).

Czy mnie to dziwi? Tak, byłem przekonany, że przez 30 lat coś się zmieniło na moim kierunku. I że studenci, chcąc się nauczyć konkretów i rozwinąć zainteresowania, nie będą zdani tylko na siebie, jak my kiedyś.

Młody się wkurza. Nie dziwię się. Też się wkurzałem.

@maladictus nie wiem czemu, ale brzmi to jak Politechnika Śląska ;-)
Co do tego co piszesz.... z jednej strony podstawy się nie zmieniły, z drugiej hmmm... gdzie są teraz ci ludzie którzy gdyby to były lata 70 zastaliby na uczelni? W biznesie, bo tam zarobią dużo więcej i jak są naprawdę dobrzy to znajdą miejsce gdzie będą posuwali wszystko do przodu. AGH od dawna zajmuje się praktycznie tylko produkcją developerów (trzeba zaznaczyć świetnych developerów, ale to nie są computer scientists, to są programiści czy testerzy). Co nie dziwi, skoro "IT Biedronka" czyli Comarch został założony przez profesora AGH ;-)
Inna sprawa, że wielu z tych najlepszych najlepszych nawet nie poszło na nasze uczelnie, tylko jakimś sposobem wylądowali na Stanford czy podobnym.
Uczelnie stoją w miejscu od lat...
Pamiętam w tym 2003 roku jak poszedłem po studiach do pracy i ten szok, którego doznałem, że na uczelni był feudalizm, ale też taka atmosfera bezproduktywności, uczelnie i instytuty istniały tylko po to by dawać pracę pracownikom naukowym, a w firmie celem było zbudowanie czegoś.
Uczelnie stanęły w miejscu i to nawet nie teraz, ale w latach 80, są perełki, ale jest ich mało.
Z infą nie jest aż tak źle, bo chyba standardem jest, że ludzie z tych lepszych uczelni na 3 roku idą na praktyki i często po nich przechodzą na ITS i jednocześnie studiują i pracują, a po inżynierce mają zgryz czy robić mgr czy pracować (sam im mówiłem nieraz, że mogą sobie odpuścić, nic im zbytnio nie da, a nikt nie będzie patrzeć na studia w CV widząc, że ktoś ma dobre firmy w tej CV).